Z wizytą w Serie B

Modena vs. Capri

Legia Warszawa nie popisała się w tym roku w pucharach. Gra stołecznej drużyny, co prawda nie wyglądała najgorzej, lecz brak skuteczności = osiągane wyniki spowodowały, że w lutym przyszłego roku na pewno nigdzie za Legią nie pojedziemy (co najwyżej do Zabrza, o ile wyrobią się tam z budową stadionu). Przed nami jeszcze grudniowy wyjazd do Gdańska i na Cypr ale biorąc pod uwagę lokalizację zespołu z Limassol i związane z tym koszty podróży, może być równie ciężko jak z wyjazdem do Trabzonu. Ale zaraz zaraz, czy „wyjazd” oznacza od razu wyjazd za Legią?

Zauroczony Włochami po wrześniowym wypadzie do Rzymu, a zwłaszcza ichniejszym jedzeniem, kulturą i… urodą włoszek, postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. Korzystając z oferty tanich lotów, obrałem kierunek na Bolonię, która miała mi posłużyć jako doskonała baza wypadowa do zwiedzania Toskanii. Niestety, w wybranym przeze mnie terminie wycieczki, trafiłem na przerwę na reprezentacje i juz myślałem, że nie dane będzie mi zobaczyć żadnego meczu piłki nożnej. Ponieważ łatwo się nie poddaje, wybrałem się na mecz 2 ligii włoskiej.

Ciekawe doświadczenie móc porównać sobie zachowanie kibiców na stadionach w innych krajach niż Polska. Byłem już na meczu Premier League w Anglii, o którym pisałem TU, przyszła pora na Włochy. Obydwa kraje, to mocna reprezentacja stylu football casuals, co widać było po ubiorze kibiców zarowno tych angielskich jak i włoskich. Nie ma co sie dziwić, marki takie jak C.P. Company oraz Stone Island pochodzą właśnie z Włoch, co więcej Massimo Osti, włoski projektant ubrań, który jest ojcem wymienionych marek (do tego można dodać angielski Mastrum, który opiera się na jego dawnych projektach) tworzył właśnie w Bolonii! Jako, że sam zajarany jestem stylem football casuals, bardzo cieszyłem się na możliwość takiego wyjazdu. Oprócz widowiska sportowego zawsze bardziej interesowało mnie jak zachowują się kibice, jak się ubierają, jakie mają zwyczaje i jak dopingują swoje zespoły. To właśnie postaram się Wam opisać w niniejszym wpisie.

Najbliższym zespołem niedaleko Bolonii, występującym w Serie B jest Modena FC. Modena to miasto znane przede wszystkim z tego, że siedzibę w mieście lub na jego peryferiach mają producenci samochodów wyścigowych takich jak Ferrari, Maserati, Pagano czy Lamborghini. Muzeum Ferrarii w Maranello to obowiązkowy punkt każdego fana motoryzacji i kilka fotek z tego miejsca możecie zobaczyć poniżej. Mecz jaki udało mi się obejrzeć na żywo, odbył się 17 listopada, w niedzielę o godzinie 12:30 na stadionie Alberto Bragila, mogącym pomieścić niewiele ponad 20 tyś kibiców. Modena podejmowała zespół z Capri, a wiec były to małe Derby Toskanii. Capri leży bowiem w tym samym regionie (Emilia-Romania) północnych Włoszech. Może to nie Derby Belgradu, ale i tak byłem podekscytowany.

SONY DSC

SONY DSC

Już około godziny 10 pojawiłem się pod stadionem, przyjeżdżając z Bolonii regionalnym pociągiem. Okoliczne ulice wyłączone były z ruchu samochodowego, a porządku pilnowały zastępy Carabinieri. Nie miałem żadnego problemu z zakupem biletu (12 euro), wybrałem trybunę najzagorzalszych kibiców (Curva Montagnani), skąd prowadzony był doping. Zaraz przy wejściu na sektor, znajdował się Bar Stadio, pod którym zbierali się kibice Modeny. Piwko nie było jakieś rewelacyjne, za to o wiele lepiej wyglądały przekąski. Kanapkę z szynką parmeńską można było zakupić w podobnej cenie co piwo, czyli około 3 euro. Muszę tu również wspomnieć, że zaraz obok stadionu, akurat tego dnia odbywał się targ, gdzie skośnoocy handlarze sprzedawali tanie ciuchy (i nie tylko) rodem z Chin. Nie chciałem ryzykować pozostawianie małżonki niedaleko takiego przybytku i czy jej sie podobało czy nie, musiała mi towarzyszyć.

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Im bliżej meczu tym więcej kibiców zbierało się pod barem. Policji w ogóle nie przeszkadzał fakt, że kibice pili alkohol na ulicy. Nikt nie krzyczał głośnego „Ceeee” i tym bardziej nie śpiewał klubowych pieśni. Wszyscy kibice zajęci byli rozmową, domniemywam, że o zbliżającym się meczu, na który przygotowana była specjalna oprawa. Nie zdając sobie z tego sprawy, karton z oprawą służył mi przez moment, jako miejsce, na którym stało moje piwo i nikt z pośród zgromadzonych nie zwrócił mi uwagi. Po wypiciu paru mniejszych, przed godziną 12, ruszyliśmy na sektor.

Przed wejściem na trybuny, ochroniarze przeprowadzali słowne wiskanie. Nie było obmacywania, a jedynie pytania, czy mam przy sobie zapalniczkę. Niczego nie świadom, powiedziałem, że mam, po czym musiałem ją oddać, przez co na samym meczu chcąc zapalić fajke pytałem innych o ogień. Miejscowi już się nauczyli, że do posiadania zapalniczek nie należy się przyznawać.

SONY DSC SONY DSC

Na sektorze jak na Żylecie, każdy zajmował sobie miejsce, jakie mu się podobało. Krzesełka nie należały do najczystszych, więc doskonale przydały się rozdawane wcześniej pod stadionem gazetki. Przed samym spotkaniem na płycie boiska pojawili się młodzi piłkarze ze szkółki piłkarskiej, którzy kilkakrotnie przeszli w około płytę boiska zanim zasiedli na trybunach. Im bliżej było pierwszego gwizdka, tym częściej słychać było kibiców przyjezdnych, którzy na przemian z ultrasami Modeny wymieniali uprzejmości. Czuć było wszechobecny zapach palonego haszyszu, a na trybunach dało się zauważyć mnóstwo kibiców ubranych w Stone Island. Jako że po tych wspomnianych piwkach trochę zgłodniałem, zafundowałem sobie kanapkę w cenie 4 euro, na ciepło z szyneczką i żółtym serem.Do wyboru był również hot dog, w takiej samej cenie. Piwa na stadionie nie było, za to napoje sprzedawane były w plastikowych 0,5 litrowych butelkach. Niby zabierają zapaliczki w obawie przed rzucaniem nimi w piłkarzy, a półlitrowe butelki po koli im nie przeszkadzają. Gdzie tu logika?

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

Tuż przed rozpoczęciem meczu kibicom rozdana została oprawa – żółte kartony na trybunie ultras i niebieskie na „naszej wschodniej”. Jednak nikt nie instruował, kiedy i w jaki sposób należy oprawę zaprezentować – wydawało się to oczywiste. Gdy zabrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, kibice Modeny zaprezentowali kartoniadę połączoną z dużą flagą Modena FC. Do tego w ruch poszły flagi na kiju. Trybuny nie były zapełnione w całości, więc nie dało to zamierzonego efektu. Kiedy zapytałem jednego z kibiców, gdzie jest pirotechnika, odpowiedział, że będzie dopiero w drugiej połowie.Tak długo jednak nie musiałem czekać i kilka minut po oprawie odpalone zostały świece dymne w barwach klubowych. Świece pojawiły się jeszcze kilkukrotnie podczas spotkania.

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

Doping, o ile można to w ogóle nazwać dopingiem, stał na mizernym poziomie. Bieda. Dosłownie kilkunastu kibiców śpiewało melodyjne pieśni, które trwały zaledwie chwilę. Za to kibice z Capri, choć było ich o wiele mniej, słyszalni byli o wiele, wiele lepiej, a ich doping nosił niewielkie znamiona nieustannego. Mimo braku oprawy – bo ciężko nazwać oprawą machanie flagami na kiju – widać było u nich większe zaangażowanie. Ciężko mi ocenić, czy mecz cieszył się sporym zainteresowaniem kibiców, jednak wydaje się, że zarówno ci jedni jak i drudzy, mogli stawić się na mecz w o wiele większej liczbie.

Co do samego widowiska na boisku, Capri podobnie jak w prowadzonym dopingu, sportowo prezentowało się lepiej od gospodarzy. Pomimo tego, że to Modena strzeliła pierwsza bramkę (notabene z przypadku), to właśnie gościom udało się wyjść w dalszej części spotkania na 2 bramkowe prowadzenie, by do samego końca kontrolować wynik. Modena strzeliła jeszcze kontaktową bramkę z karnego w doliczonym czasie gry, jednak nie było ich stać na więcej tego dnia. Sił starczyło im podobnie jak kibicom, na niewiele ponad 15 minut, potem było już tylko gorzej, zwłaszcza, że sędziowie wcale nie pomagali. Poziom sędziowania, wręcz żenujący, coś ala małek pedałek. Sędzia główny był lżony przez kibiców Modeny średnio co 5 minut za swoje idiotyczne decyzje, zabijające ducha gry. Pod koniec spotkania na boisku, w zespole gości pojawił się Edgar Ciani. Kojarzycie gościa? Przywitałem go gwizdami i okrzykiem „Edgar Ciani bastar-do!” zwracając na siebie uwagę miejscowych.

Atmosfera na meczach serie B jak na pikniku. Poziom kibicowania odbiega od tego, jaki możemy zaobserwować na polskich stadionach. Podejrzewam, że na meczach większych włoskich klubów jest o wiele lepiej, ale w dalszym ciągu to nie to, co u nas. Fotorelacje z meczu możecie zobaczyć na oficjalnej stronie klubu pod poniższym linkiem.

SONY DSC SONY DSC

Po meczu udaliśmy się do wspomnianego muzeum Ferrarii w Maranello. Dworzec autobusowy był zaraz obok stadionu, więc zdążyliśmy się nawet posilić kawałkiem pizzy. W kolejnych dniach zwiedziliśmy Venezię jak również Bolonię, gdzie tak jak pisałem powyżej mieliśmy swój hotel. Zabrakło jednak czasu i funduszy na Florencję, ale to doskonały powód by w niedalekiej przyszłości odwiedzić włoskie ziemie, jeszcze raz.

Zachęcam do obejrzenia poniższych fotek, jak sami zauważycie pogoda dopisała. Cała podróż bardzo udana, a wszystkim zafascynowanych Italią – gorąco polecam wszystkie poniższe miejscówki.

Muzeum Ferrari w Maranello (druga część muzeum znajduje się w Modenie)

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC SONY DSC

SONY DSC

Venezia

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

SONY DSC

Bolonia

SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC SONY DSC

Dla wytrwałych zagadka, co to za pizza?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: