wyjazdy kibica Legii Warszawa
W ostatnią sobotę Legia zapewniła sobie tytuł Mistrza Polski. Co istotne, udanie go obroniła i to w nieco innych warunkach niż rok temu. Reforma ekstraklasy miała uatrakcyjnić rozgrywki, by walka o tytuł mistrza trwała do ostatniej kolejki. Tymczasem stołecznej drużynie udało się to o wiele wcześniej, głównie dzięki nieporadności rywali. 8 porażek to przecież dosyć sporo jak na sezon mistrzowski. Hening Berg ma więc nad czym pracować, by w kolejnym sezonie jeszcze bardziej zdominować rodzime rozgrywki i jednocześnie oddzielić się grubą kreską od Jana Urbana.
Przyjemny widok, prawda? To po Lechu powtórka?
Sezon, co prawda jeszcze się nie skończył, ale możemy powoli myśleć już o zbliżającej się walce o Ligę Mistrzów i czekających nas wyjazdach. Losowanie drugiej i trzeciej rundy eliminacyjnej odbędzie się 23 czerwca, natomiast czwartej ostatniej 8 sierpnia. Niestety, w związku z ostatnimi kiepskimi wynikami Legii w Lidze Europejskiej, będzie nam na pewno ciężej niż rok temu, a na „Januszy” możemy trafić tylko w pierwszym starciu.
Jednymi ze wspomnianych Januszy jest zespół mistrza Irlandii – Saint Patrick’s Athletic z Dublina. Caaaałkiem przypadkiem, w kwietniu tego roku miałem „przyjemność” być na meczu Świętych z Athlone Town w ramach rozgrywek tamtejszej SSE Airtricity Irish League. Skąd ta irionia?
Do Irlandii poleciałem w odwiedziny ziomków na obczyźnie. Plan był prosty, na początkubawimy się w Dublinie, a później ruszamy do „śródziemia”. Będąc na miejscu, nie mogłem więc przegapić okazji, jakim był mecz pierwszej Ligi Irlandzkiej. W samym Dublinie znajduje się kilka stadionów. Najbardziej znany Polakom to chyba Aviva Stadium, na którym mecze rozgrywa reprezentacja Irlandii w piłce nożnej. Nie jest to jednak największy stadion, gdyż to miano należy do Croke Park (80 tyśęcy!), który przeznaczony jest do rozgrywek Gaelic Football – narodowego sportu Irlandczyków. Zespół St. Patrick natomiast rozgrywa swoje mecze na Richmond Park, niewielkim stadionie mogącym pomieścić lekko ponad 5 tysięcy widzów.
Stadion ten znajduje się około 6 kilometrów od centrum Dublina – całkiem spory kawałek drogi biorąc pod uwagę fakt, iż bilety na mecz kupiłem na miejscu odpowiednio wcześniej by uniknąć kolejek, a na sam stadion poszedłem z buta. Była możliwość dotarcia tam autobusem/tramwajem, a bilet kosztował około 1,5 Euro, jednak to nie w moim stylu. Kolejek ani do kas, ani do wejścia nie było, a sam bilet uprawniał do wejścia na każdą z trybun na stadionie. Bez żadnego problemu mogłem wejść na trybunę przeznaczoną dla kibiców gości. Wejście na ich sektor było od głównej ulicy, a pilnowało go dwóch policjantów i jeden steward. Nie zauważyłem żadnej wrogości jednych kibiców do drugich. Kiedy udałem się pod wejście dla gospodarzy, od razu rzuciły mi się w oczy bohomazy kibiców Widzewa. Nie mam pojęcia, czy obydwie ekipy coś ze sobą łączy poza barwami. Wiem natomiast, że spina na Legię jest na całym świecie, nawet w Irlandii.
Po wejściu na stadion przez kołowrotki (nie było żadnego wiskania) okazało się, że zakupiony bilet uprawniał mnie do zajęcia miejsca na całym obiekcie. Po jednej stronie trybuny krytej siedzieli ultrasi, prowadząc ku memu zaskoczeniu „nieustanny głośny doping” niemalże przez cały mecz. Z tym głośnym oczywiście przesadzam, bo czego oczekiwać od 20 kibiców w młynie. Starali się, trzeba im to przyznać. Po drugiej natomiast siedzieli wspomniani kibice gości, którzy zupełnie nie dawali znać o swojej obecności, wieszając jedynie 3 biedne flagi. Naprzeciwko krytej znajdowała się trybuna z miejscami stojącymi, gdzie bez obaw można było palić papierosy, co na wyspach chyba należy do ewenementu. Jak na turystę przystało, zaliczyłem wszystkie trybuny, z których widoczki możecie podziwiać na zdjęciach.
Jeśli chodzi o katering, w dwóch miejscach stały „budy z żarciem”, gdzie niestety nie było można kupić piwka, a jedynie gazowane i niegazowane napoje podawane prosto w plastikowych butelkach. Wyjątkowo niczego nie próbowałem.
Mecz był słaby. Poziom tamtejszej ligi daje wiele do życzenia i wcale nie dziwię się, dlaczego piłka nożna nie cieszy się w Irlandii zainteresowaniem, wprost przeciwnie do galeic football. Z uwagi na panujące warunki atmosferyczne – silny wiatr i niską temperaturę oraz chujnie na boisku i trybunach, zawinąłem się z obiektu po 60 minucie, przy stanie 2:0 dla gospodarzy. Kartofliska.pl na pewno by wytrwały do końca. Wychodząc zajrzałem jeszcze do klubowego sklepiku. Bieda.
Spotkanie skończyło się ostatecznie wynikiem 4:0, czyli tak jak na mistrza Irlandii przystało. Muszę nadmienić jeszcze słowo o irlandzkim casualu. On nie istnieje. Ok, istnieje ale w bardzo ubogiej formie, jest praktycznie niezauważalny i nie ma co się na nim rozwodzić. Doskonale ujmuje to poniższe zdjęcie – bluza LS w zestawie z dresikiem Nike.
Podsumowując, jeśli przyjdzie Wam kiedyś do głowy wybrać się na mecz Ligi Irlandzkiej, szybko pozbądźcie się tej myśli. Lepiej wybrać kilkukrotnie wspominany przeze mnie w tekście Gaelic Football i zobaczyć coś nowego, jakkolwiek ta dyscyplina byłaby dla nas dziwna. Dlatego też, jeśli jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności Legia w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów trafi na zespół z Dublina – mam nadzieję, że po pierwsze zostanie on rozegrany na innym obiekcie, po drugie pokażemy Januszom jak się nasza Legia w piłkę gra, po trzecie pogoda na chwile zapomni, że jest angielska.
Poniżej jak zwykle – kilkanaście fotek z imprezowego Dublina oraz wyprawy w głąb Irlandii, a już niedługo – do zobaczenia na kibicowskim szlaku.