wyjazdy kibica Legii Warszawa
Opublikowane 12/06/2015 przez Aleksander Styś
Powrót do przeszłości „Lipawa 2012” to kolejny z wyjazdów, które nie znalazły się na blogu legi0nista.com, a którym chciałem sie z Wami podzielić. Pierwotnie wpis pojawił się na blogu MojaLegia.pl („Lipawa, wyjazd bez awantur”, który miałem przyjemność współtworzyć parę lat temu i jest jego „ulepszoną” kopią.
Jako, że już za miesiąc (15 lub 23 lipca) czeka nas pierwszy wyjazd w ramach eliminacji do Ligii Europy, z równie egzotycznymi rywalami co ten z Łotwy pomyślałem, że warto przypomnieć tą jakże klimatyczną wyprawę na wschód.
„Pierwsze skojarzenie – będzie drugie Wilno! Mając na uwadze to co działo się na Łazienkowskiej pod koniec sezonu, złość na wszystko związane z ITI, niektórzy mówili, że będzie powtórka, kibole zrobią dym, Legia zostanie wykluczona z rozgrywek i Walter nie będzie miał innej opcji jak tyko wycofać się z klubu. Jak się okazało, nic takiego nie miało miejsca. Cała ekipa prezentowała się w Lipawie godnie, ale może zaczniemy od początku…
Klub po negocjacjach z Łotyszami otrzymał 960 biletów. Większość z nich jak zwykle została przekazana dla SKLW. Udając się do Źródełka na przedwyjazdowe spotkanie organizacyjne, można było jeszcze kupić trochę biletów. Ci którzy nie zdążyli, mieli jeszcze szansę zakupić bilet w klubie. Ilość biletów w sprzedaży on-line nie powalała na kolana – 96 sztuk rozeszło się w godzinę (serwery dały radę).
Na wyjazd jechaliśmy autem, w cztery osoby. Zanim ogarnęliśmy bilety zarezerwowaliśmy sobie hotel na booking.com. Oczywiście najtańszy (wyszło około 50 zł za dobę). Dostępny był jedynie pokój trzy osobowy, ale na tamtą chwilę nie mieliśmy z tym żadnego problemu. Później zresztą też nie.
Wyjechaliśmy w środę o 22 wieczorem. Ponieważ otrzymaliśmy cynk od legionistów, którzy udali się na Łotwę dzień wcześniej, że na granicy czeka nas ostre trzepanie, odpuściliśmy sobie z nielegalnymi specyfikami oraz pirotechniką. Z tego względu, że jechaliśmy w nocy, robiliśmy kilka przystanków aby odpocząć, takich z własnej woli jak i z tej przymuszonej. Po godzinie 2 w nocy przejechaliśmy przez granicę z Litwą. Nie było żadnego wiskania, nikt nas nie zatrzymywał. Dopiero na granicy z Łotwą, bardzo uprzejmi celnicy poprosili nas o dowody osobiste. Poza tym bardzo ciekawi byli tego co przewozimy w bagażniku. Była 7 rano.
Chwile później byliśmy już na parkingu pod naszym hotelem, gdzie nasi, już od 24 godzin zajęci byli spożywaniem wszelakich alkoholowych trunków. Jak tylko wyszliśmy z fury, już mieli do nas prośbę, żeby odwieźć do domu poznaną poprzedniego wieczoru panią lekkich obyczajów…
Po zalogowaniu się i małej drzemce ruszyliśmy na miasto żeby coś zjeść i napić się przed meczem. Przeszliśmy naprawdę kawał drogi, a tam puchy. Nic nie ma, jakiś park, jakieś ogródki piwne, kręgielnia, sushi – ale typowej smażalni, nadmorskiej knajpy czy sklepu z pamiątkami, w ogóle nie było. Przemierzając drogę po mieście mogliśmy zauważyć wszędobylskie legijne wlepki, tagi na murach i domach oraz naszych kibiców, nie tylko z Polski ale nawet z Litwy.
Po długich poszukiwaniach dotarliśmy do jakiejś galerii, sklepu gdzie w środku za niewielkie pieniądze wszamaliśmy kurczaczka z ziemniakami. Napełniwszy żołądki jedzeniem oraz siatki browarami ruszyliśmy pod stadion. Tam pod kasami kolejka i sami nasi! Brak biletu w ogóle nie był problemem aby wyjechać za Legią.
Rozgościliśmy się w piwnym ogródku, zresztą nie tylko my. Prawie wszystkie stoliki były zajęte. Gdzieś obok pałętały się policyjne patrole, ktoś tam rzucił achtung, w tle pobrzmiewały legijne pieśni. Ogólnie spokój.
Gdy do knajpy weszła łotewska Paris Hilton legioniści zaczęli śpiewać okazjonalne piosenki, ku jej uciesze (“ssij pałe ssij” “najpierw dziesięciu, potem dwunastu…” “gol cipe gol”, itp.). Próbowała nawet śpiewać je z nami. Sielanka nie trwała długo, gdyż rozochoceni legioniści byli co raz to bardziej śmielsi i co raz bardziej denerwowali Paris, która mimo tego siedziała dalej w samym środku legijnego zagłębia. Nie skończyło się to dla niej dobrze.
Po tej kupie śmiechu udaliśmy się na stadion. Im bliżej wejścia tym więcej było psiarni, bardzo pokojowo nastawionej, widać było, że nikt tam nie chce żadnych problemów. Nikt nikogo nie prowokował. Osoby, które zakupiły bilety w kasach na miejscu mogły bez problemu wejść na sektory Legii jak i o dziwo Metalurgsa. Samo wejście przebiegało bez żadnych problemów, nie było dużej kolejki.
Trybuna legionistów była bardzo rozciągnięta, nie była też zadaszona, co powodowało, że dopingu na drugim krańcu trybuny w ogóle nie było słychać. Pomimo tego, że pomagał drugi gniazdowy to i tak śpiewy były mocno nierówne. Pod tym względem szału nie było. Na początku meczu odpalono trochę piro, co spowodowało, że mecz został opóźniony o kilka minut. Straż i policja szybko poradziły sobie z racami i świecami dymnymi gasząc je lub przenosząc je w krzaki nieopodal (pomagając w ekspozycji dymu). W tym miejscu muszę zaznaczyć, że odpalanie pirotechniki na stadionach na Łotwie, jest legalne! Przy odpowiednim podejściu do sprawy, wszystko jest możliwe.
Po ciekawym meczu udaliśmy się na plaże. Pogoda niestety nie dopisała i było zimno, nie mówiąc już o temperaturze wody w Bałtyku. Niektórym to nie przeszkadzało, a jak. Po zatankowaniu płynów wyskokowych udaliśmy się z powrotem do hotelu gdzie czekał na nas rozpalony grill. Impreza jaką sobie zrobiliśmy nie podobała się okolicznym mieszkańcom, którzy kilkakrotnie wzywali policję. Ta, uprzejmie prosiła nas za każdym razem abyśmy przenieśli się do środka. Niestety nie poskutkowało ale nikt tej nocy nie ucierpiał.
Po grubym melanżu, ranek powitał nas deszczem i mega kacem. Tyle więc było ze zwiedzania Lipawy. W pobliskim sklepie wydaliśmy resztówki miedziaków, zaopatrzeni w browary ruszyliśmy w drogę powrotną. 10 godzin później byliśmy już w Warszawie, cali zdrowi i zadowoleni.
Wyjazd można więc uznać za udany. Zobaczyliśmy jak wygląda Bałtyk z tej drugiej strony, zobaczyliśmy śliczne łotewskie dziewczyny, tyko pogoda mogłaby być lepsza. Jutro mecz rewanżowy i miejmy nadzieję, że nasi piłkarze dadzą nam możliwość by jeszcze w tym roku pojechać w jakieś ciekawe europejskie miejsca.”
Ostatnią częścią „powrotu do przeszłości” będzie retrospekcja wyjazdu do Lizbony, dlatego zachęcam do śledzenia Legi0nisty na fejsie, aby być na bieżąco z wszystkimi nowymi wpisami.
Kategoria: RelacjaTagi: część II, Liga Europy, Ljepaja, Metalurgs Lipawa, Paris Hilton, powrót do przeszłości, Łotwa, łotewska królewna