wyjazdy kibica Legii Warszawa
Iran? Po co? Gdzie ty jedziesz? Przecież tam jest niebezpiecznie! Taka była zwykle reakcja znajomych na wieść, że wybieram się w podróż do jednego z państw „osi zła”. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna od tego co przychodzi nam do głowy myśląc o Iranie, co zresztą postaram się Wam w skrócie przedstawić w poniższym wpisie.Skoro już tam pojechałem, to nie mogło mnie zabraknąć na meczach irańskiej piłki nożnej, proste! Zapraszam na obszerną relację.
Na wstępie może rozwieje wątpliwości i odpowiem na pytania dlaczego i po co. Od paru lat chodził mi po głowie samodzielny (bez żadnych biur podróży i prowadzenia za rączkę) wyjazd do Azji, na dłużej niż tydzień, na którym będę mógł zobaczyć fascynujące miejsca, poznać ludzi i otaczającą ich kulturę, a przy okazji zobaczyć mecz piłki nożnej egzotycznej ligi. Zupełnie spontanicznie padło na Iran, co w dużej mierze uwarunkowane było wrześniowym terminem urlopu mojego przyjaciela podróży. W dodatku mało kto jeździ do Iranu, głównie z powodu wspomnianych obaw, dlatego dodatkowy dreszczyk emocji związany z wyjazdem w nieznane ostatecznie zdecydował nad wyborem tego kierunku.
Większość z Was czytających ten wpis, pomyśli że Iran to kraj niebezpieczny, finansujący terrorystów, obarczony sankcjami „zachodu”. Niebezpieczny? – nic bardziej mylnego. Ludzie są bardzo przyjaźni, pomocni, otwarci i nie spotkały mnie przez ponad dwa tygodnie pobytu w tym kraju jakieś negatywne okoliczności w relacjach z tubylcami. Nie czułem się ani razu zagrożony spacerując po nocy po Teheranie czy innych- mniejszych miastach. Mój blog nie jest stroną poświęconą polityce, dlatego o terrorystach i sankcjach nie chciałbym się rozpisywać. Napiszę jedynie, że ponad miesiąc temu w Wiedniu doszło do porozumienia pomiędzy Iranem a krajami „zachodu” i sankcje będą powoli wycofywane, aż znikną w ogóle, jeśli tylko Iran będzie prowadzić program atomowy do celów pozyskiwania energii, a nie do produkcji bomby, którą następnie poczęstuje Izrael. Wszystko ma swoje drugie dno i wcale nie jest też tak jak to przedstawiają media – co jak co, ale z tego akurat powinniście sobie zdawać sprawę.
Podczas 14 dniowej podróży zwiedziliśmy kilkanaście miast, pokonując tysiące kilometrów. Zaczęliśmy od świętego dla Irańczyków miasta Kom, stamtąd Kaszan, Esfahan i Sziraz czy jedno z najstarszych miast na świecie – Yazd. Wycieczkę zakończyliśmy w Teheranie z jednodniowym wypadem nad morze Kaspijskie do tamtejszych kurortów Chalus i Nowshahr. Z miasta do miasta przemieszczaliśmy się wynajętymi samochodami (taksówki, „savari”) jak i autobusami, przy okazji zwiedzając interesujące miejsca po drodze. Wizytówki wspomnianych miejscówek możecie zobaczyć na zdjęciach – wybrałem dla Was te najbardziej reprezentatywne.
Ale do rzeczy! Nasz plan podróży ułożyliśmy w taki sposób, by w odpowiednim czasie być w stolicy Iranu i pójść na rozgrywki tamtejszej Persian Gulf Pro League. Jednakże w związku z przerwą na mecze reprezentacji na jaką trafiliśmy podczas naszej podróży, liga została odwołana. Dzięki informacjom otrzymanym od recepcjonisty naszego hotelu dowiedzieliśmy się, że nie wszystko stracone. Kilka dni po meczu Iranu z Guam, a następnie z Indiami startował Puchar Iranu (Hazfi Cup). Swoje mecze rozgrywały dwa największe kluby Teheranu Esteghlal i Persepolis. Od razu napiszę, że nie chodzi o spotkanie pomiędzy tymi zespołami. Szkoda, bo potyczki pomiędzy Esteghlal („niebiescy”), a Persepolis („czerwoni”) uznane są w powszechnej opinii za największe derby Azji. Poniżej postaram się Wam przedstawić klimat obydwu zespołów na zasadzie porównania, chociaż w dużej mierze jest on bardzo podobny i niewiele się od siebie różni. Nie jestem ekspertem do piłki irańskiej czy w ogóle azjatyckiego football’u, dlatego o samych zespołach będzie krótko, a skupię się nad tym co zdążyłem zaobserwować na trybunach.
Oba kluby rozgrywają swoje mecze na stadionie Azadi, mogącym pomieścić ponad 100 tysięcy kibiców. Starszym o 3 lata i bardziej utytułowanym klubem jest Persepolis, które powstało w 1942 r. To jednak niebiescy najwięcej razy zdobyli puchar kraju (6) i to oni jako ostatni z tej dwójki sięgnęli po tytuł mistrza kraju w 2009 i 2013 r., kiedy to czerwoni ostatni raz triumfowali w roku 2008. Od 2010 roku w lidze prym wiedzie drużyna Sepahan F.C. z Esfahanu, która zdobyła tytuł aż czterokrotnie, w tym trzy razy z rzędu (powyżej stadion aktualnego mistrza- Foolad Shahr Stadium w Esfahanie).
Pierwszym spotkaniem na jaki poszliśmy był mecz Esteghlal – Shahrdari Ssemnan wyjątkowo rozgrywany na stadionie Takhiti zlokalizowanym we wschodniej części miasta. Jak możecie zauważyć stadion o niecodziennej konstrukcji, z trybunami tylko po jednej stronie, mogącymi pomieścić około 30 tysięcy kibiców. Mecz rozgrywany był o 18, a bilet kosztował 50 tysięcy rihali – około 6 PLN. Po drodze na stadion mogliśmy zakupić flagi, szaliki i trąbki w barwach klubu. Szacunek do braw? Nie w Iranie, może jeżeli nie byłaby to chińska tandeta…
Nie mieliśmy żadnych problemów zarówno z zakupem biletu jak i z wejściem na stadion (z lustrzanką i teleobiektywem). Miejsca zajęliśmy na górze, nad sektorem, z którego prowadzony był doping. Niestety, jeśli chciałbyś wygodnie usiąść na krzesełku, należało te krzesełko wcześniej wyczyścić z zaschniętego na nim piachu, co graniczyło z cudem – tak brudnych krzesełek to nawet na naszej III lidze nie widziałem.
Moje pierwsze wrażenie po rozpoczęciu się spotkania? Mega pozytywne. Doping prowadzony był przez cały mecz. Brakowało co prawda gniazdowego, ale w rolę tą wchodzili kolejno poszczególni kibice o donośnym głosie i z odpowiednim szacunkiem pośród pozostałych sympatyków. Esteghlalczycy nie mieli żadnego bębna do wybijania rytmu, jednak nie był on tego dnia potrzebny z uwagi na fakt, iż na meczu nie było zbyt wielu kibiców i wszyscy siedzieli w jednym sektorze. Śpiewane pieśni były nawet melodyjne, ale bardzo często się powtarzały, także repertuar nie był za bardzo szeroki. To co mi przeszkadzało, to ciągły, nieprzerwany hałas z przepraszam za wyrażenie jebanych trąbek, wuwuzeli znanych z Mistrzostw Świata w RPA. Nie rozumiem tego fenomenu. Tak samo jak nie mogę pojąć, dlaczego na stadion zakaz wstępu mają kobiety. Najprawdopodobniej chodzi o to, że piłkarze grają w krótkich spodenkach, a taki ubiór ogólnie jest zakazany jeśli chodzi o modę uliczną… Kobiety piłkę nożną jak i inne sporty mogą zobaczyć jedynie w TV.
Kibice okazali się bardzo przyjaźni, częstowali papierosami, pytali mnie czy jestem dziennikarzem, prosili o zrobienie im fotek. Widać było, że są zainteresowani, bardziej nami i tym co się działo na trybunach niż tym co działo się na boisku. Niestety bariera językowa mocno ograniczyła nasze rozmówki, nad czym mocno ubolewam.
Na meczu obecni byli również kibice drużyny przeciwnej reprezentujący klub z irańskiej III ligi.Pomimo niewielkiej odległości jaką mieli do przebycia – około 200 km – pojawili się w niewielkiej grupce. Nie mieli ze sobą żadnych barw i nie prowadzili dopingu.
To o czym muszę napisać to catering. Na stadionie nie było żadnych punktów, w których można było zaopatrzyć się w jakieś przekąski czy napoje. Nie były w ogóle konieczne. Dlaczego? To catering przychodził do ciebie. Co chwila można było zobaczyć i usłyszeć sprzedawców mających do zaoferowania od niezwykle popularnego słonecznika po chipsy, lody, wodę, napoje czy kanapki. Wystarczyło machnąć ręką do ziomeczka z torbami, których zawartość nas interesowała, by za chwilę pojawił się by przedstawić swoją ofertę. Ceny nie grały roli, były tak niskie, że raczyliśmy się tym na co aktualnie mieliśmy ochotę. W ofercie nie było jednak jednej najważniejszej rzeczy…
Wyobrażacie sobie mecz piłki nożnej bez przysłowiowego piwka? W Iranie to norma. Ze względu na wyznawaną religię oraz prawo oparte na szaracie, picie czy nawet samo posiadanie alkoholu jest surowo karane. Oczywiście w praktyce alkohol można kupić (ale raczej nie na stadionie), jednak wysokie kary pieniężne i cielesne (chłosta) skutecznie odstraszają od tego pomysłu odwiedzających Iran turystów. Ale spokojnie, radziliśmy sobie w inny mniej kontrowersyjny choć również obarczony ryzykiem sposób (jeśli wiecie co mam na myśli).
Wracając na chwilę do meczu. Skrót tego spotkania możecie sobie zobaczyć. Ogólnie dla zespołu z Teheranu był to spacerek, gładkie 5:0.Dla nas ważniejsze od wyniku było to, jak wrócimy do hotelu, bo odległość do przebycia była całkiem spora – na stadion poszliśmy z buta (14 km), bo po drodze był cmentarz polski, który koniecznie chcieliśmy odwiedzić i z powrotem nie mieliśmy już za bardzo siły.
Niestety pod stadionem nie było żadnych taksówek, autobusów czy jakiegokolwiek transportu, z którego mogliśmy skorzystać. Próbowaliśmy złapać stopa tak jak robili to localsi ale niestety to nie na naszą cierpliwość. Dopiero po kilku kilometrach marszu złapaliśmy taryfę, która zawiozła nas do centrum…
Zdecydowanie lepsze połączenie z centrum miasta ma stadion Azadi, na który udaliśmy się kolejnego dnia, przy okazji meczy Persepolis – Peykan. Cały sportowy kompleks mieści się w niewielkiej odległości od stacji metra, więc tu problemu nie mieliśmy żadnego, zarówno z dotarciem na obiekt jak i w drugą stronę. A propos teherańskiego metra: 4 linie, bilet w dwie strony kosztuje 2 zł, w środku w wagonach można kupić wszystko od baniek stawianych na plecy po ołówki, skarpety, słodycze i kto wie co jeszcze. Tak jak w autobusach miejskich są oddzielne wejścia dla kobiet, choć zdarzało się, że w „męskich” widziałem również kobiety, zarówno te młodsze jak i starsze. Tłumy niesamowite, co zresztą cechuje cały Teheran, ale za to w metrze czysto i w powietrzu nie czuć wszechobecnego smogu i smrodu spalin, które na powierzchni są nie do zniesienia.
Po dotarciu na stadion, zakupiliśmy bilety, 3 razy droższe niż na mecz Esteghlal, co więcej nabite zostały na plastikowe karty. Tu było również więcej punktów kontrolnych, oprócz „stewardów” sprawdzała nas również policja. I tu docieramy do punktu zwrotnego naszej podróży. Trochę się zestresowaliśmy, bo o mały włos wylądowalibyśmy na ichniejszym komisariacie czy nawet więzieniu posądzeni o szpiegostwo na rzecz wrogich mocarstw. Niczego nie świadom, tak jak zawsze przy okazji wyjazdów na zagraniczne czy krajowe stadiony robiłem mnóstwo zdjęć, by móc jak najrzetelniej odwzorować dla Was to co widziałem na wyjeździe. Zrobiłem więc kilka fotek owej policji i niestety zostałem przyuważony podczas tej niecnej czynności. Zostałem szybko przywołany do grupki psów, pośród których żaden oczywiście nie rozmawiał po angielsku. Dopiero kiedy przyszedł szef wszystkich szefów zostałem poproszony o paszport (którego nie miałem, bo został w hotelu), wypytany o to po co przyjechałem, gdzie byłem, gdzie przebywam. W tym samym czasie mój aparat był sprawdzany pod kątem zdjęć które robiłem. Szczęście w nieszczęściu policjant sprawdzający fotki zaczął je przeglądać do przodu, a więc pojawiły się te, które były zapisane na karcie jako pierwsze. Widziałem, że bardzo zaciekawiły go zdjęcia z mojego wyjazdu do Sosnowca i z wieczoru kawalerskiego na jakim miałem przyjemność być chwile przed wyjazdem. Ta dmuchana lala pewnie śni mu się do tej pory (pozdrowienia dla Anety!). Gdyby ów policjant zaczął przeglądać zdjęcia wstecz, ujrzałby fotki działek przeciwlotniczych, które zdążyłem sfotografować chwilę przed przybyciem na stadion i dopiero by była afera. Udało się jednak dojść do porozumienia, kilka fotek policjantów zostało komisyjnie usuniętych, a ja mogłem spokojnie wejść na stadion po wcześniejszym wysłuchaniu kazania, że zdjęć nie mogę robić w ogóle i powinienem się cieszyć, że aparat nie został mi skonfiskowany.
Ciśnienie mi mocno skoczyło, może dlatego moje odczucie dotyczące meczu Persepolis było nieco gorsze od meczu Esteghlal. A może to przez grę czerwonych? Styl gry tego zespołu przypominał mi styl Legii trenera Berga. W dodatku sędzia wyczyniał cuda, np. ukarał bramkarza gospodarzy jedynie żółtą kartką za zagranie ręką poza polem karnym. Czerwoną za to dostał piłkarz gości, a spotkanie zakończyło się wynikiem 1:0 dla Persepolis po kontrowersyjnym rzucie karnym.
Stadion większy bo na ponad 100 tysięcy kibiców (choć nie było widać jakoby był większy od naszego narodowego) to i kibiców było więcej, przez co doping również był o wiele głośniejszy. Ultrasi zaopatrzeni w bęben byli troszeczkę lepiej zorganizowani, motywowani przez dwóch głównych gniazdowych – chociaż wydaje mi się, ze jeśli ktoś miał ochotę coś zarzucić, mógł to zrobić w każdej chwili. Pieśni bardzo podobne, a wręcz identyczne do tych słyszanych przez nas dzień wcześniej na stadionie Takhiti. Tym razem nie miałem żadnego osobistego kontaktu z kibicami Persepolis, pomimo tego, że również w tym przypadku zajęliśmy miejsca (tak samo ujebane) w samym środku sektora ultrasów. Przez denerwujące trąbki i bliskość bębna jeszcze przed przerwą zmieniliśmy miejsca na bardziej skrajne. Po przerwie zdarzyło się, że kibice dopingowali na dwie trybuny, z tymi znajdującymi się po przeciwnej stronie. To podobało mi się najbardziej, jednak trwało bardzo krótko. Kibiców gości brak, co dziwne, bo Paykan to pierwszo-ligowy zespół mający swoją siedzibę w Qods pod Teheranem (na zachód), taki nasz Pruszków. Z wyjściem ze stadionu problemów nie było, nikt z policji na szczęście nas nie oczekiwał i mogliśmy spokojnie udać się do metra.
To byłoby na tyle jeśli chodzi o relację z dwóch spotkań Irańskiego Pucharu Hazfi Cup. Mógłbym jeszcze Wam sporo napisać na inne tematy związane z podróżą, poznanymi ludźmi czy ciekawymi historiami jakie się nam przytrafiły. Jednak chcąc opisać wszystko ze szczegółami musiałbym założyć chyba nowego bloga…Będzie mi bardzo miło jeśli będę mógł odpowiedzieć na Wasze pytania w komentarzach, jestem zatem do Waszej dyspozycji, pytajcie! Ok, dosyć tego pisania, nacieszcie swe oczy moimi zdjęciami okraszonymi krótkimi opisami. Jeśli Wam się podobało – zostawcie lajka, prześlijcie linka do wpisu znajomym.
Kom
Harzat-e Masumeh
Bazar przy placu Astana w Kom i plecak Polsat Sport
Bazar w innej częsci miasta.
Kaszan
Meczet Masjed-e Agha Borzog
Klimatyczny pokój hotelu Eshan w Kaszan. Naszym pierwszym wyborem zawsze były tradycyjne hotele.
Ogród Bagh-e Fin
Ruiny zamknu, po drodze do Abyaneh.
Abyaneh
irańskie turystki z Sziraz, z którymi spotkaliśmy się również w dalszej części naszej podróży.
tradycyjne stroje mieszkańców Abyaneh.
i tradycyjne jedzenie
Wielbłąd, smakuje jak wołowina.
Jak ktoś chce mogę podać współrzędne GPS
nasz kierowca
Esfahan
Plac Naqsz-e Jahan
Masjed-e Shekikh Loftollah
Masjed-e Shah
Chevrolet
Chrześcijański kościół armeński Betlejem
Bazaar
koryto rzeki Zajande, której bieg został celowo zmieniony by woda trafiała do miast bardziej jej potrzebujących
most 33 łuków nocą i za dnia
Chehel Sotoun
Koobideh Kebab
Chak-Chak
Kharnaq
Meybod
Yazd
Amir Chakhmagh Complex
Kościół ognia wyznawców Zoroastryzmu i „ruskie” piwko 0%
Shiraz
Brama Koranu
poznane miejscowe dziewczyny
Persepolis
Nekropolis
cdn Shiraz
Masjed-e Nasir-al-Molk, tzw. różowy meczet
Shah-e-Cheragh
Bazar i sklep z perskimi dywanami
Teheran
Była ambasada USA
Ruch uliczny, przejście przez ulicę jest nie lada wyzwaniem.
Wieża Azadi i widoki z jej szczytu
Widok z wieży Milad
Cmentarz polski gdzie pochowani są uczestnicy przemarszu wojsk gen. Władysława Andersa z Armii Polskiej
Cmentarzem opiekują się Ormianie, którzy przygotowali dla nas skromny poczęstunek. Zrewanżowaliśmy się wsparciem finansowym z podziękowaniami od wszystkich Polaków.
metro w Teheranie
Mauzoleum Imama Khomeiniego
Pałac Golestan
Muzeum klejnotów mieszczące się w centralnym Banku w Teheranie. Widziałem tam godło Polski z II RP wielkości dłoni, całe wysadzane brylantami
Matka Boska w Parku Dialogu
Jeden z wielu murali w mieście
Północna najstarsza dzielnica Teheranu Tajrish
Obiad w Chalus nad morzem Kaspijskim
Plaża w Nowshahr i kąpiące sie kobiety
Widok na najwyższy szczyt Iranu Demawend (5610 m n.p.m.)