wyjazdy kibica Legii Warszawa
Będąc kilka dni we Włoszech nie mogliśmy odpuścić okazji i przegapić meczu ligi włoskiej, w końcu to kolebka ruchu ultras. Nie zależało nam na tym, aby była to mecz Serie A, bardziej interesowały nas ekipy ultras jakie przyszłoby nam zobaczyć. Ostatecznie padło na Salernitane i był to bardzo dobry wybór. Zapraszamy do przeczytania krótkiej relacji!
Nasz wyjazd do Neapolu trwał od środy do niedzieli dlatego skupiliśmy się na wyszukaniu spotkań rozgrywanych w sobotę w bliskiej okolicy od Neapolu. Po dogłębnym przeglądzie terminarza włoskich rozgrywek do wyboru mieliśmy dwie ogarnięte ekipy. Avellino z Virtus Lanciano (60 km od Neapolu) lub Salernitana z Ascoli Picchio FC 1898 (Salerno, 70 km od Neapolu). Obydwie drużyny występują obecnie w Serie B. Kiedyś już byłem na tej lidze oglądając mecz Modeny, relacja TU i bardzo mile wspominam tamten mecz, głównie przez ogólną atmosferę oraz przygotowaną oprawę.
W autobusie, którym przewożono nas z parkingu na stadion Napoli słyszałem rozmowę jednego z naszych kibiców, który chwalił się, że nie tylko ma nocleg w pobliskim Salerno ale też dzień wcześniej spędził wraz innymi Legionistami wieczór z kibicami Salernitany w ich kibicowskim barze, gdzie naprawdę miło ich ugościli. Był pod wrażeniem tego w jaki sposób zostali przez włoskich kibiców potraktowani, w szczególności, że zaprosili ich na sobotni mecz mówiąc, że o bilety nie mają co się martwić.
Kilkanaście lat temu byłem w Salerno i to również miało wpływ na to, że wybraliśmy mecz Salernitany. Ponadto dzień wcześniej spotkaliśmy Polkę (Karolino, pozdrawiamy!), która polecała nam Salerno ze względu na świąteczne światła zdobiące miasto, które podobno warto zobaczyć.
Na miejsce dostaliśmy się z Neapolu „bezpłatną” koleją. Kultura w tym kraju jest taka, że nie ma potrzeby sprawdzać biletów, bo wszyscy je kupują i faktycznie nikt nam biletów nie sprawdzał. Dojechaliśmy w niecałą godzinę, jednak czekał nas jeszcze spory spacer, bo stadion Arechi oddalony jest od centrum ponad 5 kilometrów. Odległość tą pokonaliśmy z buta urokliwą trasą położoną wzdłuż wybrzeża. Opcjonalnie na stadion można dostać się autobusem miejskim nr 5, ale to nie było w naszym stylu.
Znowu na stadion przyszliśmy spóźnieni. Prędko udało się zakupić bilety – te na trybunę ultras kosztowały 14 Euro, a te na trybuny wzdłuż boiska 25 Euro. Kupiliśmy te tańsze ale ostatecznie wylądowaliśmy na innych i dobrze, bo mieliśmy dobry widok na dopingujących kibiców. Stadion o dosyć ciekawej architekturze, z zadaszoną tylko jedną trybuną. Tylko na niej były krzesełka do siedzenia, na pozostałych jedynie miejsca stojące. Frekwencja nawet dopisała, chociaż ciężko ją określić z uwagi właśnie na brak krzesełek na większości trybun.
Byliśmy pod wielkim wrażeniem klimatu na stadionie. Ultrasi non stop prowadzili głośny doping. Ich repertuar był bardzo bogaty, a śpiewane pieśni bardzo melodyjne. Większość ultrasów ubrana w bordowo białe barwy klubu, większość też z szalami drużyny. Do tego przez cały mecz powiewały flagi na kiju.
Po pierwszej bramce dla gospodarzy ultrasi odpalili jedną racę, którą szybko rzucili na ziemię, chyba z uwagi na zakazy stadionowe, których tak bardzo się obawiają. Co więcej kiedy Salernitana strzeliła bramkę kibice z wszystkich rzędów ruszyli do przodu w kierunku boiska. Wydawać by się mogło, że gdyby nie charakterystyczny dla włoskich stadionów rów (fosa?) oddzielający trybuny od boiska, kibice wbiegliby na boisko. Pośród kibiców w młynie widać było oddzielne grupki kibiców, wyróżniających się jednakowym ubiorem. Pomimo, iż stali w bliskiej odległości od gniazdowych, to czasami śpiewali zupełnie inne pieśni. Po zakończeniu meczu ultrasi przygotowali wiadomość dla swoich piłkarzy, że mają respektować koszulki (barwy?) w jakich grają.
Kibice gości pojawili się w na stadionie w komplecie dopiero w 30 minucie spotkania. Kilka minut później Zaprezentowali napis – RIP Marco – za co otrzymali aplauz od całego stadionu. Kibice Salernitany skandowali ponadto Vive Marco! Ciężko nam powiedzieć kim był Marco, czy może zmarłym tragicznie kibicem, czy może byłym piłkarzem Ascoli. Ich doping był ledwo słyszalny, zaryzykuję stwierdzenie, że nie prowadzili go w ogóle. Machali tylko jakimiś flagami na kiju, w tym jedna z nich to flaga Amsterdamu. Nie znalazłem nigdzie info jakoby mieli zgodę czy układ z Ajaxem. Może to po prostu z czystej sympatii?
Muszę też napisać o cateringu jaki jest oferowany na stadionie. Piwko (włoskie Peroni z puszki), napoje gazowane dostępne w cenie 2,5 Euro za 0.33l. Niestety brak ciepłych zakąsek tudzież kanapek. W ofercie jedynie chipsy, krakersy i orzeszki ziemne. Z tego co zauważyłem, najlepiej sprzedawała się kawa.
Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla gospodarzy podtrzymującym nadzieje na utrzymanie. Szkoda byłoby gdyby klub z takimi żywiołowo dopingującymi kibicami trafił do niższej ligi.
Poniżej znajdziecie trochę zdjęć z okolic Neapolu, Pompejów oraz Salerno. Miłego oglądania!
Nie zapomnijcie nas odwiedzić za parę dni, szykuje się nowy wpis. Jeśli uda nam się pojechać na Koronę relacja również z Kielc. Do zobaczenia!
Skrót meczu: http://bcove.me/mkvgj31y
Portici/Pompeje/Salerno