Gięta z Lubina – relacja z wyjazdu

12722449_1122684474422390_1536475109_o

Wyjazd do Lubina na Dolny Śląsk był bezapelacyjnie najlepszym dotychczasowym wyjazdem 2016 r. i nikt temu nie może zaprzeczyć. Przerwa w rozgrywkach Ekstraklasy, transfery dokonane przez klub, doskonała gra legionistów w meczu z Jagiellonią spowodowały, że pierwszy wyjazd w tym roku cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem. Nie zdarzyło się jeszcze w historii nowego stadionu miedziowych, aby kibice Legii zapełnili cały sektor gości, aż do wczoraj. Zapraszam na krótką relacje z tego wyjazdu.

Jako kibic niezrzeszony w żadnym fan klubie czy grupie, miałem pewne obawy (zresztą jak zwykle), czy bilety na ten mecz pojawią się w ogólnej sprzedaży. Na szczęście nie wszystko trafiło do wspomnianych grup w tzw. przedsprzedaży i była szansa zakupić wejściówkę w prowadzonych zapisach przez SKLW. Bilet na mecz kosztował 40 zł, o 20 zł więcej niż to wynikało z biletów ale chyba dla nikogo taka przebitka nie stanowiła problemu. Aby go dostać, należało odpowiednio wcześniej pojawić się na zapisach i wystać swoje w kolejce. Wiele osób zostało odprawionych z kwitkiem.

Wyjazd do Lubina był wyjazdem samochodowym. Zbiórka miała miejsce o godzinie 7:30 rano na MOP Bolimów. Odległość z Warszawy do Lubina jest dosyć spora, stad tak wczesna pora na wyjazd. Na parkingu oczywiście czekało już na nas kilka suk oraz nieoznakowanych samochodów policji, którzy to skrupulatnie nagrywali wszystkie auta biorące udział w konwoju. Do końca nie było wiadome jak będziemy jechać, przez co po drodze część aut pojechała przez Zgierz, część przez Łódź by koniec końców złapać się na kolejnym postojowym „mopie” na trasie S8. Takich postojów było jeszcze kilka, wszystko by konwój poruszał się razem, w asyście policji znajdującej się zarówno na ziemi jak i w powietrzu.

To był nasz pierwszy wyjazd do Lubina, dlatego nie do końca mieliśmy pewność czy zdążymy na stadion przed pierwszym gwizdkiem zwłaszcza, że ostatnio zdarzało nam się to niezmiernie rzadko. Pojawiały się pytania gdzie będzie parking, czy pod sektor podwiozą nas autobusy, ile kołowrotków jest przeznaczonych do wejścia na sektor? Obawy okazały się niepotrzebne, bo parking dla kibiców gości w Lubinie zorganizowany jest pod samym stadionem, a samo wejście na obiekt trwało dosłownie kilka minut. Byliśmy naprawdę miło zaskoczeni organizacją. Po szybkim skanie dowodów osobistych, przechodziło się do kolejnej kolejki pod kołowrotkami gdzie weryfikowany był bilet. Następnie krótka rutynowa kontrola zawartości kieszeni i miejsc powszechnie wykorzystywanych do wnoszenia m.in. pirotechniki czy też własnego alkoholu. Nam udało się wejść bez problemów, ale osoby które bilet na mecz zakupiły w kasach pod stadionem i ich dane nie były zarejestrowane uprzednio w systemie musiały spędzić pod sektorem nieco więcej czasu. Takich osób było naprawdę sporo, stąd nasz doping rozpoczął się dopiero w momencie kiedy wszyscy kibice weszli na sektor, tj. w 14 minucie meczu, już przy stanie 1:0 dla Legii. Ostatecznie na sektorze było nas 1000 osób. Zaskoczeniem mogła być kilkunastoosobowa delegacja z Radomiaka Radom.

Gdy rozwieszone zostały flagi, Staruch ruszył z zarzuceniem dopingu, dopingu stojącym na niezłym, dobrym, a czasami nawet bardzo dobrym poziomie. Raz było gorzej raz lepiej aczkolwiek Staruch radził sobie bardzo dobrze, często zmieniając repertuar czy też motywując co jakiś czas mongołów, którzy zapomnieli po co przyjechali do Lubina.

Doping gospodarzy mizerny. Z naszej perspektywy słychać ich było tylko do momentu, aż zaczęliśmy śpiewy. Potem już tylko czasami przebijali się przez nasz ryk, czego nie zmienił nawet strzelony gol kontaktowy przez miedziowych. W 74 minucie meczu część kibiców z młyna Zagłębia zaczęło opuszczać sektory. Protest ten związany jest z planowanymi zmianami właścicielskimi w klubie, na które nie zgadzają się kibice Zagłębia. Ich oświadczenie znajdziecie na stadionowych oprawcach. Coś im jednak nie wyszło, bo tak szybko jak część z nich opuściła sektory, tak szybko wróciła na nie z powrotem.

gięta z Lubina

Powodem tymczasowej niedyspozycji kibiców Legii mogła być ona. Gięta, o której krążą już legendy pośród relacji kibiców odwiedzających stadion przy ul. Marii Skłodowskiej Curie. Cytując jednego ze swoich przyjaciół: „Kiełbasa była przepyszna, ciężko się przyczepić do jej jakości produkcyjnej, natomiast przygotowanie na miejscu pierwsza klasa. Odpowiednio upieczona na grillu węglowym, a nie jakimś elektrycznym substytucie. Odpowiednio przypieczona, lekko przypalona, ciepła w środku o intensywnym smaku i zapachu. Najlepsza jaką jadłem, lepsza nawet niż ta u mamy”. Wcale nie dziwiłem się, dlaczego ta kiełba miała takie powodzenie. Jej wspaniały zapach mieszał się co chwila z zapachem palonego przez kibiców zioła, przez co powodowała spory ślinotok, nie tylko u tych którzy odczuwali skutki zaprawy uskutecznionej podczas przebytej podróży. Jej zakup nie był wcale problemem, a to w głównej mierze dzięki profesjonalnej obsłudze cateringowej. W jednej dziurze w karcie opłacało się zamówienie w kwocie 9 zł, by w drugiej na podstawie paragonu można było odebrać zamówiony towar. Sprzedające dziewczyny były uśmiechnięte, bez pretensji, że żyją i że muszą pracować. Cała operacja zakupu trwała nie dłużej niż kilka minut, co na warunki znane z innych stadionów, można uznać za bardzo dobry wynik. Moja ocena giętej z Lubina może być jedna: 10/10.

Słowo o naszych grajkach. Efekty przygotowań i pracy jaką wykonali w przerwie zimowej są w dalszym ciągu widoczne. Nasza siła w ataku nie ma sobie równych na polskim podwórku. Doskonale spisuje się duet Niko-Prijo, Kucharczyk nie poznaje samego siebie i ma co raz mniej fatalnych zagrań podczas meczu. Borysiuk nie złapał żółtej kartki pomimo, że jeździł na dupie wślizgami od momentu kiedy wszedł na boisko. Tylko Hamalajnen mógłby czasem uderzyć na bramkę, a nie na siłę szukać partnerów. Martwi mnie jedynie Jędrzejczyk i Hlousek, których gra jest bardzo chaotyczna i niepewna, w szczególności w ataku. Poza tym, wszystko jest ok i Legia gra tak jakbyśmy tego oczekiwali. Z taką grą, nikt nas nie zatrzyma i tego sobie oraz wszystkim kibicom Legii życzę.

Po spotkaniu odśpiewaliśmy z piłkarzami „Warszawę” oraz głośno zapewniliśmy ich że będziemy zawsze tam gdzie będą grać. Jak zwykle, pojawiły się jednostki pośród gospodarzy, które musiały się przed opuszczeniem obiektu trochę ponapinać. Wyszła z tego kupa śmiechu. Krzyknęliśmy w ich kierunku standardowo „ssij pałę ssij” i „od najmłodszych lat”. Do tego poleciało z naszej strony parę pustych butelek, pojemników z piciem i achtungów, które to w szczególności mocno przestraszyły panie ze służb porządkowych. Niedługo potem opuściliśmy stadion by udać się do Warszawy, w której byliśmy tuż przed północą.

Poniżej fotka autorstwa Mishki z legionisci.com:

16zaglebie2_f62

Wkrótce kolejne relacje, w tym również jedna zagraniczna! Bądźcie z nami!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: