wyjazdy kibica Legii Warszawa
Po zakończeniu rundy półfinałowej, oczywistym dla wszystkich stał się fakt, że 2 maja oczy większości miłośników piłki nożnej w naszym kraju skierowane będą w jednym kierunku i to nie tylko ze względów czysto piłkarskich. Ku rozczarowaniu warszawskich fanów zamiast meczu przyjaźni z Zagłębiem Sosnowiec o zdobycie osiemnastego w historii Pucharu Polski przyszło nam się zmierzyć z poznańskim Lechem.
Przewidywano, że spotkanie będzie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, najwyraźniej w posiadaniu tej tajemnej wiedzy nie były osoby odpowiedzialne za sprzedaż biletów w PZPN i serwisie kupbilet.pl, ponieważ serwery padły zaledwie 20 minut po jej rozpoczęciu. Nie dziwiło więc ogólne wkurwienie próbujących zdobyć wejściówki, jednak z biegiem czasu zaczęły pojawiać się stopniowo pojedyncze sztuki, a na swój zysk pracować koniki, oferujące kupno po solidnej przebitce.
Z kolei dystrybucja na sektor legijny odbywała się transzami z uwzględnieniem frekwencji danej osoby na meczach w tym sezonie. Im częstszą obecnością mógł pochwalić się dany posiadacz karty kibica, tym szybciej miał możliwość zakupu biletu. Wszystko odbyło się sprawnie i bezproblemowo za pośrednictwem oficjalnej witryny, oczywiście wcześniej część puli została przekazana grupom kibicowskim. Odbiór zakupionych imiennych biletów wraz z okazjonalną koszulką możliwy był w Punkcie Obsługi Kibica już dzień przed meczem z Zagłębiem Lubin w ubiegły czwartek.
Oba kluby miały do rozdysponowania po 11000 wejściówek. Podobnie jak w ubiegłym roku miał miejsce wspólny przemarsz na stadion, który ruszył punktualnie o 13:00 z Łazienkowskiej. Na jego czele znalazły się dwa transparenty, jeden nawiązywał do „ulubieńca” trybun w Warszawie, czyli Haniora, drugi „Semper Heroica” z panoramą miasta. Pochód uatrakcyjniony został pirotechniką i głośnymi śpiewami. Po dotarciu pod bramy Narodowego część osób postanowiła wprawić się w jeszcze lepsze, kibicowskie nastroje, stąd też nie mieli z nami łatwego życia pracownicy pobliskich monopoli. (To co się działo na ul. Francuskiej przechodziło ludzkie pojęcie. Patologia. – red.)
Na trybunie znaleźliśmy się kilkanaście minut przed początkiem spotkania, gdzie gniazdowy tłumaczył jak należy zaprezentować pierwszą oprawę. W związku z tym na każdym kartoniku znajdowała się bardzo szczegółowa instrukcja postępowania, co przy stanie trzeźwości niektórych głów mogło być nie tyle pomocne, co zbawienne. Lechici przybyli do Warszawy łącznie dziewięcioma specjalami i szczelnie zapełnili miejsca za bramką od strony stacji Warszawa Stadion. Wśród nich obecni byli zgodowicze, którzy ulokowali się na górze, czyli Kszo Ostrowiec, Arka Gdynia oraz Cracovia.
U nas oprócz Zagłębia i Hagi swoją flagę wywiesił Radomiak Radom, lecz nie ma co się oszukiwać, pozdrowienie tego nowego układu w późniejszej części meczu wyszło bardzo cicho i z lekkim zakłopotaniem… Z pewnością czas pokaże jego prawdziwą wartość. O ile rok temu na neutralach z naszej perspektywy dało się wychwycić wzrokiem kogoś w niebieskio-białych barwach, tak w tym roku zdominowała je zdecydowanie Legia. Podobno znalazło się dosłownie paru śmiałków w bezpośrednim sąsiedztwie sektora przeznaczonego dla poznaniaków, jednak mógłby to potwierdzić jedynie ktoś, kto zajmował miejsca w tamtych rejonach obiektu.
Kartoniada zaprezentowana na wyjście piłkarzy składała się z dwóch części. Przy „Mistrzem Polski jest Legia” z kartoników utworzone zostało brązowe tło, na którym widniał rok powstania naszego klubu. Po pierwszych taktach „Mazurka Dąbrowskiego” i odwróceniu kartonów na drugą stronę ukazał się napis Ultras Legia, a całość uzupełniał transparent zawieszony pomiędzy górną a dolną częścią sektora „Ludzie starej daty”. Po odliczaniu odpalone zostały czarne i białe świece dymne. Nie ograniczyli się do podziwiania starań warszawskich ultrasów kibice znajdujący się po przeciwnej stronie murawy.
W tym samym czasie poznanianie zaprezentowali oprawę przedstawiającą wizerunek kibica w kominiarce z napisem „Pociągamy za sznurki”. Składało się na nią również kilkadziesiąt odpalonych rac i świec dymnych, które w połączeniu z naszą oprawą nie spowodowały, o dziwo, opóźnienia planowego rozpoczęcia meczu. Jest to jedyna oprawa, którą udało mi się sfotografować, ponieważ później przez długi czas zasłonięci byliśmy sektorówkami lub mieliśmy ograniczoną widoczność, w dodatku między rzędami kręcili się kumaci, którzy konsekwentnie zwracali uwagę co odważniejszym fotografom.
Legioniści nawiązali do sposobu zdobywania funduszy na oprawy przez fanatyków Kolejorza. Płótno z napisem „Hajs na oprawy za treningi i obiady, ze strażą miejską układy. Gdzie jest wasz honor i kibolskie zasady?!” odnosiło się między innymi do zbiórki Stowarzyszenia Kibiców Lecha Poznań przeprowadzonej na ten pojedynek przez platformę fans4club.com pod hasłem „Odpalamy na oprawy!”. Po przelaniu pewnej ilości pieniądzy otrzymywało się w zamian nagrody, których atrakcyjność była proporcjonalna do wysokości podarowanej kwoty. Nasuwa się jedynie pytanie, co z bezinteresowanym oddaniem dla klubu? Idąc tym tokiem rozumowania i postępowania może na następną oprawę hajs wyłożą sami działacze bez niepotrzebnej ingerencji „osób trzecich”? Brak finansowania przez media społecznościowe i szukania sponsorów wśród firm, tak jak w przypadku Lecha nie przeszkodziło zebrać Legii wśród swoich ponad 100.000 złotych i zaprezentować się na najwyższym ultrasowskim poziomie.
Oprócz tradycyjnych i znanych nam wszystkim legijnych flag, pomiędzy kondygnacjami w ramach solidarności z serbskimi kibicami zawisł transparent „Aleksandar Jacimovic pocivaj u miru”, który był hołdem dla zamordowanego przez fanów Boraca Cacak 22-letniego fanatyka Crveny Zvezdy. Nie mogło też zabraknąć czegoś na temat świadka koronnego, transparent „Hanior śmieciu, na ciebie też niedługo przyjdzie finał” był poświęcony właśnie jemu. Nie przez przypadek zarzucone po pierwszym gwizdku „Zawsze i wszędzie…” chętnie podłapała reszta stadionu, włącznie z tą nie do końca nam przychylną w niebieskich koszulkach. Po raz kolejny okazało się, że pewne sprawy jednoczą ponad podziałami i antagonizmami. Przed meczem miała również miejsce wzajemna wymiana uprzejmości oraz nawiązanie do ostatniej sytuacji z kapitanem naszych przeciwników, przyśpiewka „Jak powiedział Łukasz Trałka, każdy z was to bita pałka” stanowiła dosyć konkretną aluzję.
Urok pierwszej naszej oprawy niestety nie szedł w parze z jakością dopingu. Brak synchronizacji między bokami, środkiem i górą uniemożliwiał ryknięcie powodujące ciarki na całym ciele, marnując sporą część naszego potencjału. Ponadto niektórzy sprawiali wrażenie jakby nie do końca wiedzieli po co znaleźli się na tej trybunie. Ten stan rzeczy nie pozostał bez reakcji Starucha, który wielokrotnie zmuszony był przerwać prowadzenie dopingu, żeby przypomnieć jaki jest nasz cel jako kibiców Legii Warszawa w dniu dzisiejszym.
Ze względu na bardzo wysokie ceny, których spodziewałem się po poprzednim finale zrezygnowałem z usług cateringu w przerwie meczu i wraz ze współtowarzyszami raczyłem się resztkami wniesionego alkoholu. Chwilę po rozpoczęciu drugiej części meczu, oprócz raczej przeciętnego wsparcia dla kopaczy, zajęliśmy się dmuchaniem balonów, które były częścią drugiej oprawy zaprezentowanej w 55 minucie. Jej głównym elementem była sektorówka, przedstawiająca jadącego na koniu legioniste z szablą w ręku. Całość dopełniał transparent „Honorem Legionisty zwycięstwo w walce” i spora ilość pirotechniki odpalonej na samej górze (ponad 100 rac jednocześnie).
Bezczynni nie pozostali rywale, prezentując tym razem sektorówkę z historyczną pieczęcią miasta ukazującą „typowo poznański styl”. Po jej zwinięciu odpalono race i ognie wrocławskie, a to wszystko przy akompaniamencie „A my Lecha… Kur.. Kolejorza, wrzucimy do morza..”. Odpowiedzią Legionistów na tą choreografie był transparent „Prawda jest taka – ta pieczęć też jest z ziemniaka”, czyli po raz kolejny naszym decyzyjnym udało się dowiedzieć wcześniej co planują słowiki i przygotować celną ripostę.
Kluczowym momentem meczu był gol na 1:0 zdobyty piętką przez Prijovica w 69 minucie. Euforia jaka zapanowała po wbiciu bramki przez „Zlatana” przyczyniła się do osiągnięcia apogeum jeśli chodzi o głośność naszego dopingu. Marne widowisko na boisku wyraźnie kontrastowało ze świętem na trybunach, czego dopełnieniem była ostatnia oprawa. Dolną część pokryła sektorówka z panoramą Warszawy, na górze sektora do akcji weszły ponownie race oraz masa trójkolorowych flag, a pomiędzy tym wszystkim malowany transparent „W konstytucji nowe prawo. Puchar na zawsze dla Ciebie Warszawo”. I wszystko byłoby idealnie… gdyby nie wniosek do którego doszło wiele osób znajdujących się na dole, że skoro jesteśmy pod sektorówką, a prowadzący doping nie widzi naszych poczynań, to nie mamy już obowiązku dawania z siebie 100%. Miało to niestety swoje odbicie w poziomie decybeli, który mimo wszystko pozostawiał wiele do życzenia.
Pod flagą zostaliśmy w zasadzie do 90 minuty, jak się później okazało nic straconego, ponieważ mecz został przedłużony o.. 12 minut. Miało to związek z racami rzucanymi na murawe przez lechitów, co uniemożliwiało dalszą grę, a arbiter poważnie rozważał jej ostateczne przerwanie. Ilu widzów tyle opinii, niemniej jednak pewne jest to, że tego typu incydenty nie przyczynią się do liberalizacji ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych i zalegalizowania pirotechniki na stadionach w najbliższym czasie. Ostatnie minuty nie niosły ze sobą większej dramaturgii i po ostatnim gwizdku mogliśmy cieszyć się z pierwszego w tym roku trofeum.
Warto wspomnieć że osobą, która podniosła w górę puchar był Lucjan Brychczy, chyba nikt nie miał wątpliwości, że była to najbardziej właściwa osoba. Z głośników puszczony został „Sen o Warszawie”, a piłkarze długo świętowali z nami osiągnięty sukces. Po odśpiewaniu na dwie strony „Warszawy” i wspólnego „Puchar jest nasz…”, pod sektor podszedł cały sztab trenerski, a na gnieździe znaleźli się Rzeźnik, Jodła i Jędza. Wszyscy usłyszeli czego jeszcze oczekujemy w tym sezonie „Puchar już mamy, na mistrza Polski czekamy..” i prawdopodobnie wszystkiego w tym temacie dowiemy się już w tą niedziele po meczu z Piastem Gliwice. Oprócz tego czeka nas ostatni w tym sezonie wyjazd do Gdańska, z którego oczywiście nie zabraknie relacji oraz mecz u siebie z Pogonią, po którym mam szczerą nadzieję wszyscy spotkamy się pod Kolumną Zygmunta…
Mateusz
Obszerna fotorelacja z Finału TUTAJ.